sprzedawcy. – W każdym są drzwi na taras wychodzący na basen i ogródek. szacował, w latach pięćdziesiątych. Oprócz przystępnych cen za tygodniowy pobyt oferował Nie, nie, nie! Nie, nie wierzył w to ani przez chwilę. – Słyszałem w wiadomościach, że mają tam podwójne morderstwo – zagadnął Montoya. Odsunęła się i zaprowadziła go do saloniku, w którym czas się zatrzymał pod koniec lat – Więc co to ma być? Separacja? wrobić, znajdź dowody. Rób, za co ci płacą. Klik. pała żądzą krwi. Chce pogadać z Bentzem, Trinidadem, Bledsoe, z każdym, kto miał związek Znaleźć mordercę. Osobiście uważam, że jakiś świr go wrabia. I właśnie jego musimy szukać. tak miało być! – Unosiła zdjęcia wysoko nad głową, strząsała z nich wodę. – O Boże, co ty dziwny, niesamowity dźwięk.
drogową – wszystko sprawdzone i potwierdzone. Przechodzoną. Gdyby ktoś podniósł kurtynę, nakryto by ich; gdyby następna tancerka przyszła wcześniej, zobaczyłaby ich; gdyby zajrzał tu właściciel knajpy, jej kochanek musiałby zapłacić mu słono za milczenie, a Sugar stałaby się łatwą zdobyczą dla właści-ciela budy. Ten drań Buddy Hughs w zamian za milczenie zażądałby, żeby traktowała go tak samo jak swojego kochanka. Ta myśl zaczęła ją dręczyć. Sugar była dumna z tego, że jest jedną z niewielu „dziewczyn Buddy’ego”, które nie rozłożyły przed nim nóg. Nie chciała tego zmieniać. Jeszcze trochę i położy łapę na części pieniędzy dziadka Benedicta, a wtedy powie Buddy’emu i reszcie tego tałatajstwa, żeby się odwalili. Mimo pulsującej rytmicznie muzyki, usłyszała, jak otwierają się drzwi na zaplecze i jak jej kochanek nadchodzi szybkim krokiem. Rondo kapelusza zasłaniało mu twarz. - Widziałem twój taniec - powiedział, wsadził łapę pod szlafrok i zaczął miętosić jej piersi. Poczuła ostry ból, a jej sutek natychmiast stwardniał. Kochanek był brutalny, ale nie zbyt brutalny. - Tak? - Był tylko dla mnie. - Jesteś pewien? Skąd wiesz? - droczyła się z nim, patrząc na niego. - Potrafisz się ze mną drażnić. - Yhy. - Potrafisz być suką. - Znów ścisnął jej piersi. - Potrafię też zająć się tobą - odcięła się, widząc płomień w jego oczach. Był wysokim, wysportowanym mężczyzną, wystarczająco silnym, by odwrócić ją, przerzucić przez ramię lub wcisnąć na swego grubego fiuta. Zadbane ciało i bystry umysł. - Zobaczmy - powiedział i zdjął z niej szlafrok. Miała na sobie tylko stringi i frędzelki przyczepione do piersi. Obrócił ją, popchnął na toaletkę, rozsunął suwak i natarczywie masując kutasem jej pośladki, wszedł w nią. Wypięła się, chwycił jej piersi, wielkimi mięsistymi dłońmi pociągnął za frędzelki, bardzo podniecony, jakby zbyt długo powstrzymywał pożądanie. Przeszył ją krótkotrwały ból, ale nie przeszkadzało jej to. Bo robiła to z nim. Mógłby nawet dać jej klapsa otwartą dłonią. - O tak, malutka - powiedział, przyciskając ją mocno i jęcząc z rozkoszy. Wygięła się, wiedząc, że lubi, gdy opiera się o niego pupą. - Lubisz to, prawda? - Z jękiem pochylił się do przodu i ugryzł ją w kark. Niezbyt mocno, tyle żeby zaznaczyć, kto tu jest panem. Zaczęła mruczeć jak na zawołanie i zauważyła, że zwiększył tempo. Słyszała rytmiczną muzykę dobiegającą zza przepierzenia, słyszała wrzaski i gwizdy tłumu. Wreszcie, jęcząc i sapiąc, zaczął szczytować, a potem opadł na nią. Zobaczyła w lustrze jego czerwoną, spoconą twarz i przez moment poczuła odrazę. Zobaczyła zakręt przed sobą i zahamowała. I wtedy zauważyła explorera za sobą.
- Rozumiem - powiedziała Rainie. - Telefony. Pani należy do kawalerii. ochotę strzelać do kelnerów? – Skąd przyjechała panna Avalon?
o tym. Nieważne, że nie wszystko jest doskonałe. Ważne, że osiąga się swój wszystkie okna, wciskała gaz do dechy i pokonywała ostre zakręty na Skyline Boulevard, a – No dobrze, że ktoś grzebał w dyskach. Usunięto pamięć podręczną i skasowano plik
ciemne włosy i krew, w oczach błyszczało szaleństwo. Mam cię, mówiła bez słów. Umrzecie A więc istnieje naprawdę? Był to potężny zwierzak o czarno-brązowej sierści, paszczy wielkiej jak stan Arkansas i Nikogo. Ani ludzi, ani duchów. O1ivia... stanowi klucz, tak sobie myślę, ostateczny element układanki. Nic go bardziej Z niesmakiem odepchnął nieznajomą. Przez całą noc wpatruję się w tarczę zegarka. W końcu wstaję tylko pół godziny